Nad ranem z czwartku na piątek w Bydgoszczy doszło do ogromnej tragedii. Płomienie strawiły całość zabytkowego obiektu – Fabryki Lloyda, mimo iż nikt nie ucierpiał, straty materialne są niemożliwe do oszacowania. Informację o tych smutnych wydarzeniach przekazała st. bryg. Małgorzata Jarocka-Krzemkowska, rzecznik prasowy Komendy Wojewódzkiej Straży Pożarnej w Toruniu.
Ogień zauważono tuż po godzinie 3.00. Kiedy jednostki strażackie dotarły na miejsce, pożar był już w zaawansowanej fazie. W wyniku pożaru kompletnie zniszczona została hala o rozmiarach 20 na 60 metrów, gdzie często organizowano koncerty oraz różne inne wydarzenia kulturalne.
Aby stawić czoła srogim płomieniom, skierowano 15 zastępów straży pożarnej. Obecnie jeszcze 10 zastępów jest aktywnych na miejscu zdarzenia, gdzie prowadzą działania zmierzające do rozebrania pozostałości budynku i zabezpieczenia terenu. Choć pożar był intensywny, na szczęście nie stanowił bezpośredniego niebezpieczeństwa dla pobliskich obiektów, w tym stacji paliw.
Mimo że przyczyna pożaru nadal jest tajemnicą, policja podjęła działania mające na celu ustalenie wszystkich szczegółów związanych z tym nieszczęśliwym zdarzeniem.
Spalony budynek, datowany na rok 1887, ma bogatą historię. Początkowo należał do firmy żeglugowej o nazwie Lloyd Bydgoski, a po II wojnie światowej przejęła go Żegluga Bydgoska. Na przestrzeni lat fabryka służyła do produkcji różnych urządzeń, takich jak kotły parowe, żurawie czy łańcuchy holownicze. Pełniła również funkcję stoczni – to tu w 1937 roku zbudowano barkę „Lemara”, która teraz stoi przy nabrzeżach Brdy w centrum Bydgoszczy. Po wojnie przez wiele lat obiekt służył jako miejsce naprawy barek i holowników dla Żeglugi Bydgoskiej.